Zaplanowaliśmy Etiopię trochę rzutem na taśmę - po prostu nie chcieliśmy stracić mil zgromadzonych w programie Sky Team, musieliśmy gdzieś polecieć do końca roku. Szczęśliwie się złożyło że Saudia Airlines dała dobrą cenę (tylko 1230 zł na trasie Rzym - Addis) i jest uczestnikiem Sky Team.
Urlop bardzo krótki bo tylko 8 dniowy, zatem logistyka
wyjazdu była niezwykle ważnym jej elementem (zresztą jak zawsze przy
samoorganizacji ) tak aby w krótkim czasie i w trudnym do ogarnięcia
afrykańskim chaosie udało się wszystko dograć. Zobaczymy czy się uda...
Jesteśmy teraz w Addis-Abeba, siedzimy sobie na tarasie w
hotelu Taitu i po prostu odpoczywamy po męczącej podróży Wrocław - Berlin -
Rzym - Rijad - Addis razem 34 godz. w
podróży. Jesteśmy BARDZO ZMĘCZENI.
Przejazd taxi z lotniska Bole do centrum pozwala na pierwsze
wrażenia. Miasto bardzo inne od wszystkiego co do tej pory widziałem.
Chaotyczne, niepoukładane ale z dziwnym moim wrażeniem, że nasz taksówkarz daje
sobie w tym chaosie doskonale radę. Za każdym
razem kiedy stajemy gdzieś w korku na chwilę podchodzą do naszej
taksówki nędzarze i małe dzieci wskazując gestem na usta i prosząc o jałmużnę,
choćby o grosze na jedzenie.
Ruch uliczny wydaje się nie mieć żadnych reguł, absolutnie
żadnych, czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Auta jeżdżą pod prąd, notorycznie
wymuszają pierwszeństwo, łamią wszelkie znane mi z Europy zasady ruchu
drogowego. Trudno to porównać nawet z tym co widziałem w Wietnamie, Gwatemali
czy Egipcie, tam jednak miało to jakiś symulowany porządek :) tutaj ruch drogowy to HARDCORE !
Panowie niosą przenośny sklep, stół i plastikowe butelki którymi będą handlować |
Sklepiki w Addis |
W hotelu Taitu -
najstarszym w mieście bo założonym w 1898 r.
dostajemy za 15 USD pokój, a raczej powinienem napisać norę bo warunki
mieszkaniowe miał fatalne, ale jesteśmy tak zmęczeni, że brakuje nam refleksu
żeby zaprotestować.
Płatność za pokój musi byc uiszczona w Birrach - etiopskiej
walucie, my mamy tylko dolary zatem trzeba zorganizować lokalną walutę. Dwa
bankomaty ustawione w holu hotelu dają nadzieję - jednak już po chwili wiemy że
nic z tego - odmawiają wypłaty z mojej karty. Ruszamy w miasto w poszukiwaniu
banku lub bankomatu. Dwie przecznice dalej znajdujemy bank. To niesamowite jak
wyglądała wymiana pieniędzy :) Podchodzę do stanowiska - chcę wymienić 100 USD.
Facet pod krawatem mówi mi " no problem" po czym dodaje "come
with me" przechodzimy przez "ladę" i kierowani labiryntem
uliczek wyznaczanym przez stanowiska innych pracowników docieramy do pokoju,
jakby sejfu. Tam dwóch gości liczy całe stosy pieniędzy. Stół zawalony jest
forsą. Leżą na nim całe pliki waluty związane w setki sztuk a te z kolei w
jeszcze większe całe bloki pieniędzy. Siadamy przy tym stole na krzesłach i
czekamy. Goście liczą forsę jakby nigdy nic, tak jakby nas tam w ogóle nie było,
robią swoje. Facet pod krawatem sobie poszedł a my tak sobie siedzimy :)
Pomyślałem, że trzeba przejąć inicjatywę bo tu zapuścimy korzenie. Wyjmuję
banknot 100 USD i mówię, że chce go wymienić. Gościu bierze banknot, obraca go
z każdej strony i wkłada w liczarkę :) a potem chowa banknot i mówi żebyśmy
wrócili do faceta pod krawatem. Wracamy, wypełniamy jakieś formularze, facet
zabiera mój paszport, wyprowadza do holu i każe czekać. Także jest to moment
gdzie nie mamy ani swoich 100 USD, ani potwierdzenia że komukolwiek je daliśmy
ani paszportu ani ich waluty Birr. Na szczęście to bank a nie złodziejska
szulernia więc jestem spokojny. Po kolejnych 10 min proszą mnie do okienka i
wydają 1820 Birr wraz z moim paszportem. Operacja zakończona :)
Siedzimy sobie na tarasie w hotelu Taitu, jemy wczesną
kolację, zamierzamy pójść spać o 19 żeby odespać długa podróż. Jutro rano
lecimy do Bahir - Dar
Na tarasie hotelu Taitu - z etiopska injerą na pierwszym planie |
DODATEK -
Rijad King Khaled International Airport
Normalnie bym o tym nie pisał bo nie ma niczego fajnego w
lotniskach. Powiem więcej - nawet ich nie znoszę. Drożyzna, paskudne jedzenie,
kontrole, oczekiwania. Po prostu konieczna konieczność w podróżach i tyle.
Jednak lotnisko w Rijadzie stolicy Arabii Saudyjskiej było inne. Oczywiście o
wyjściu na miasto nie ma mowy. Arabia Saudyjska ma ropę, zatem nie potrzebuje i
nie chce turystów. Nie chce innowierców szwendających się po ich świętej ziemi
( Mekka, Medyna ), nie chcą przysparzać dodatkowej pracy swojej policji
religijnej, lub zapełniać więzień turystami pijącymi alkohol. Tak, tak za to
tam idzie się do więzienia :)
Ta zamknięta za szeroką religijna kurtyną cywilizacja miała
jednak w sobie coś egzotycznego i fascynującego zarazem chyba właśnie dlatego że taka niedostępna. Podczas kontroli bagażu Justyna przechodząc przez bramkę
"zapikała" więc została poproszona do osobnego pokoju na kontrolę
wykrywaczem metalu. Pani kontrolująca była ubrana w nikab a jedyny kontakt jej
ciała z otaczającą ją rzeczywistością
odbywał się poprzez wąską szparkę na oczach.
Na lotnisku każda arabka miała zakryte włosy chodząc w
tradycyjnych czadorach, wiele z nich nosiła nikaby a nawet najbardziej
ekstremalny strój czyli burki, zakrywające całe ciało, nawet oczy. Zabawny był
jednak częsty widok - kobieta odziana w czador i używająca facebooka :)
Saudyjka odziana w nikab pisząca sms-a |
Na lotnisku spotykamy Polaków z Warszawy, lecą do Bombaju i
dwie godziny spędzamy na miłych rozmowach o podróżach a cała reszta to
oczekiwanie na twardej ławce na nasz samolot do Addis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz