niedziela, 13 stycznia 2013

ETIOPIA - Addis Abeba początek


Zaplanowaliśmy Etiopię trochę rzutem na taśmę - po prostu nie chcieliśmy stracić mil zgromadzonych w programie Sky Team, musieliśmy gdzieś polecieć do końca roku. Szczęśliwie się złożyło że Saudia Airlines dała dobrą cenę (tylko 1230 zł na trasie Rzym - Addis) i jest uczestnikiem Sky Team.
Urlop bardzo krótki bo tylko 8 dniowy, zatem logistyka wyjazdu była niezwykle ważnym jej elementem (zresztą jak zawsze przy samoorganizacji ) tak aby w krótkim czasie i w trudnym do ogarnięcia afrykańskim chaosie udało się wszystko dograć. Zobaczymy czy się uda...

Jesteśmy teraz w Addis-Abeba, siedzimy sobie na tarasie w hotelu Taitu i po prostu odpoczywamy po męczącej podróży Wrocław - Berlin - Rzym - Rijad - Addis razem 34 godz.  w podróży. Jesteśmy BARDZO ZMĘCZENI.

A przed lotniskiem czekał na nas szpaler limuzyn - pierwsza była nasza - Łada rocznik 81 :)
Przejazd taxi z lotniska Bole do centrum pozwala na pierwsze wrażenia. Miasto bardzo inne od wszystkiego co do tej pory widziałem. Chaotyczne, niepoukładane ale z dziwnym moim wrażeniem, że nasz taksówkarz daje sobie w tym chaosie doskonale radę. Za każdym  razem kiedy stajemy gdzieś w korku na chwilę podchodzą do naszej taksówki nędzarze i małe dzieci wskazując gestem na usta i prosząc o jałmużnę, choćby o grosze na jedzenie.
Ruch uliczny wydaje się nie mieć żadnych reguł, absolutnie żadnych, czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Auta jeżdżą pod prąd, notorycznie wymuszają pierwszeństwo, łamią wszelkie znane mi z Europy zasady ruchu drogowego. Trudno to porównać nawet z tym co widziałem w Wietnamie, Gwatemali czy Egipcie, tam jednak miało to jakiś symulowany porządek :) tutaj ruch drogowy to HARDCORE !

Panowie niosą przenośny sklep, stół i plastikowe butelki którymi będą handlować

Sklepiki w Addis
W  hotelu Taitu - najstarszym w mieście bo założonym w 1898 r.  dostajemy za 15 USD pokój, a raczej powinienem napisać norę bo warunki mieszkaniowe miał fatalne, ale jesteśmy tak zmęczeni, że brakuje nam refleksu żeby zaprotestować.

Płatność za pokój musi byc uiszczona w Birrach - etiopskiej walucie, my mamy tylko dolary zatem trzeba zorganizować lokalną walutę. Dwa bankomaty ustawione w holu hotelu dają nadzieję - jednak już po chwili wiemy że nic z tego - odmawiają wypłaty z mojej karty. Ruszamy w miasto w poszukiwaniu banku lub bankomatu. Dwie przecznice dalej znajdujemy bank. To niesamowite jak wyglądała wymiana pieniędzy :) Podchodzę do stanowiska - chcę wymienić 100 USD. Facet pod krawatem mówi mi " no problem" po czym dodaje "come with me" przechodzimy przez "ladę" i kierowani labiryntem uliczek wyznaczanym przez stanowiska innych pracowników docieramy do pokoju, jakby sejfu. Tam dwóch gości liczy całe stosy pieniędzy. Stół zawalony jest forsą. Leżą na nim całe pliki waluty związane w setki sztuk a te z kolei w jeszcze większe całe bloki pieniędzy. Siadamy przy tym stole na krzesłach i czekamy. Goście liczą forsę jakby nigdy nic, tak jakby nas tam w ogóle nie było, robią swoje. Facet pod krawatem sobie poszedł a my tak sobie siedzimy :) Pomyślałem, że trzeba przejąć inicjatywę bo tu zapuścimy korzenie. Wyjmuję banknot 100 USD i mówię, że chce go wymienić. Gościu bierze banknot, obraca go z każdej strony i wkłada w liczarkę :) a potem chowa banknot i mówi żebyśmy wrócili do faceta pod krawatem. Wracamy, wypełniamy jakieś formularze, facet zabiera mój paszport, wyprowadza do holu i każe czekać. Także jest to moment gdzie nie mamy ani swoich 100 USD, ani potwierdzenia że komukolwiek je daliśmy ani paszportu ani ich waluty Birr. Na szczęście to bank a nie złodziejska szulernia więc jestem spokojny. Po kolejnych 10 min proszą mnie do okienka i wydają 1820 Birr wraz z moim paszportem. Operacja zakończona :)

Siedzimy sobie na tarasie w hotelu Taitu, jemy wczesną kolację, zamierzamy pójść spać o 19 żeby odespać długa podróż. Jutro rano lecimy do Bahir - Dar

Na tarasie hotelu Taitu - z etiopska injerą na pierwszym planie


DODATEK - Rijad King Khaled International Airport

Normalnie bym o tym nie pisał bo nie ma niczego fajnego w lotniskach. Powiem więcej - nawet ich nie znoszę. Drożyzna, paskudne jedzenie, kontrole, oczekiwania. Po prostu konieczna konieczność w podróżach i tyle. Jednak lotnisko w Rijadzie stolicy Arabii Saudyjskiej było inne. Oczywiście o wyjściu na miasto nie ma mowy. Arabia Saudyjska ma ropę, zatem nie potrzebuje i nie chce turystów. Nie chce innowierców szwendających się po ich świętej ziemi ( Mekka, Medyna ), nie chcą przysparzać dodatkowej pracy swojej policji religijnej, lub zapełniać więzień turystami pijącymi alkohol. Tak, tak za to tam idzie się do więzienia :)

Ta zamknięta za szeroką religijna kurtyną cywilizacja miała jednak w sobie coś egzotycznego i fascynującego zarazem  chyba właśnie dlatego że taka niedostępna. Podczas kontroli bagażu Justyna przechodząc przez bramkę "zapikała" więc została poproszona do osobnego pokoju na kontrolę wykrywaczem metalu. Pani kontrolująca była ubrana w nikab a jedyny kontakt jej ciała  z otaczającą ją rzeczywistością odbywał się poprzez wąską szparkę na oczach.
Na lotnisku każda arabka miała zakryte włosy chodząc w tradycyjnych czadorach, wiele z nich nosiła nikaby a nawet najbardziej ekstremalny strój czyli burki, zakrywające całe ciało, nawet oczy. Zabawny był jednak częsty widok - kobieta odziana w czador i używająca facebooka :)

Saudyjka odziana w nikab pisząca sms-a

Na lotnisku spotykamy Polaków z Warszawy, lecą do Bombaju i dwie godziny spędzamy na miłych rozmowach o podróżach a cała reszta to oczekiwanie na twardej ławce na nasz samolot do Addis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz