Galle zaskakuje swym urokiem również za dnia. Kolonialna piękna
zabudowa, budynki wyglądające na niewielkie z zewnątrz po wejściu do środka
okazują się prawdziwymi apartamentowcami z wieloma pokojami często z dużym
patio w środku lub ogródkiem na dachu.
|
Neptun rządzi :) |
|
Mini Moris - pozostałość po angielskiej kolonii |
|
Panna młoda pozująca do zdjęcia w parku |
Kolonialna część Galle miasta – fortu
otoczona jest wysokim grubym murem, uliczki wąskie pełne sklepów z pamiątkami,
uroczych hoteli czy restauracji oraz jubilerów sprzedających kamienie szlachetne wydobywane na Sri Lance –
topazy, diamenty, szmaragdy. Wyszliśmy na spacer o poranku, koło 9 rano a już
jest bardzo gorąco. Trudno to wytrzymać a szczególnie w mieście gdzie gorące
powietrze zawieszone jest gdzieś nisko między budynkami. Wychodzimy poza fort i
zaraz za murami jest targ rybny. Co za wspaniałości: ryby, owoce morza nic
tylko rozpalać grilla i smakować :)
|
Targ rybny |
|
Targ rybny |
|
Mury obronne miasta Galle |
|
Uliczka w centrum Galle |
Kupujemy trochę pamiątek i
upominków dla najbliższych i koło 11 opuszczamy Galle. Jedziemy samochodem koło
45 min. i zatrzymujemy się w Hikkaduwa – tutaj nocujemy. Mamy hotel na
szerokiej plaży wzdłuż której stoi cała masa innych hoteli. Na plaży sporo
ludzi, serfują, opalają się, kapią – takie polskie Międzyzdroje tylko z
gwarantowaną pogodą.
Idziemy plażą jakieś 2 km podglądać
żółwie, które przypływają do brzegu przyzwyczajone przez ludzi, którzy je
karmią dla turystów. Jednak nie sposób do nich wejść ponieważ woda mimo, że
płytka to pełna ostrych raf. Zaczepia nas facet i proponuje, że popłynie z nami
(po stargowaniu za 3000 rupii - 75zł) katamaranem na rafy oddalone jakieś 2 km
od brzegu. Katamaran okazuje się wąską prymitywna konstrukcją gdzie jedna burta
to jakby potężny pień wydłubany w środku wąski na jakieś 50 cm gdzie przebywają
sternik i pasażerowie, a druga burta to zwykły drewniany bal Płyniemy, ja
uzbrojony w maskę z fajką i aparat fotograficzny w specjalnym wodoszczelnym
opakowaniu, Justyna uzbrojona w strach, żeby się nie utopić :) Jednak rafa
mocno mnie zawodzi, woda jest mało przejrzysta, rafa częściowo umarła, a ryb w
sumie nie wiele...
|
Nasz "wypasiony" katamaran |
|
Karmienie dzikiego żółwia z ręki |
Tak powoli i leniwie dobiega
końca nasz pobyt na wyspie Cejlon, jutro ostatni dzień. Zostało nam około 120
km do Negombo gdzie znajduje się międzynarodowe lotnisko z którego odlatujemy
do Male. Sri Lanka pozostanie w mojej pamięci jako wyspa - miejsce "do
zobaczenia" wszystko poza pogodą, plażami i relaksem, wszystko inne było
"do zobaczenia". Nie słabe, nie nic niewarte ale też nie wyjątkowe,
niezapomniane, niezwykłe. Gdybym miał tu kiedyś powrócić - co uważam za mało
realne to tylko na plażowy relaks oceniając ten aspekt w szkolnej skali na 5,
jest tanio, bezpiecznie z ciepłym morzem, a cała reszta, no cóż "do
zobaczenia"... Sri Lanko :)
|
Dzieci na plaży w Hikkaduwa |
|
Połowy o poranku |
|
i układanie sieci |
|
i podział łupu |
|
każdy dostał swoją porcję |
|
a na koniec autorka większości zdjęć :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz