niedziela, 24 lutego 2013

SRI LANKA - Bogowie z deszczowego lasu


Za nami kolejne dwa dni. W tej chwili znajdujemy się w Galle pięknym i klimatycznym mieście – forcie które szczyt swojej dumy przezywało w czasach holenderskiej kolonizacji w XVIII w. Siedzimy sobie na dachu naszego hotelu w ogrodzie i za chwile podadzą śniadanie. Justyna coś robi na komputerze a ja podziwiam to miejsce i piszę te słowa…

Śniadanie na dachu mmm pycha

Wyruszyliśmy z Tangalle koło 9 rano i po pół godzinie dojechaliśmy do Mulgirigala a tam wielka skała a w niej świątynie buddyjsko – hinduskie. Właściwie to niesamowite jak te dwie religie się przenikają, szczególnie mocno widać to tutaj na Sri Lance. W tych świątyniach spotykamy wielkie leżące posągi buddy oraz rzeźby i malowidła przedstawiające bogów hinduskich. Zresztą hindusi uważają buddę za awatara jednego z ich bogów. Dla mnie jest coś przerażającego w bóstwach hinduskich, o ile Budda wydaje się sympatycznym facetem, przedstawiany jest leżący, medytujący, stojący ale zawsze pełen harmonii i spokoju to bóstwa hinduskie mają w sobie coś diabolicznego. Malowidło jednego z nich przedstawia boga trzymającego w wielkich zębiskach krowę a w ręce ściętą ludzką głowę. Inny znowu ma wiele rąk, w których trzyma różne atrybuty boskości i posępną, groźną minę, jeszcze inny ma rubaszną postać z wielkim opasłym brzuchem i głową słonia. Co by nie mówić ta religia nadaje się idealnie do straszenia małych dzieci J „jedz ładnie obiadek bo jak nie to zawołam boga Wiśniu” :)



To mój faworyt :)

Jaskinie są naprawdę fantastyczne, robią na mnie duże wrażenie. Piękne malowidła naskalne, rzeźby pełne jaskrawych kolorów pokryte pajęczynami i półmrok to wszystko daje niezwykły klimat miejsca. Chyba najlepsze miejsce sakralne jakie widziałem na wyspie. Jeśli oceniać w skali ceny do jakości to zdecydowanie number one. Wejście tylko 200 rupii od osoby (5zł)






a po drodze zaglądamy do szkoły

a po drodze zaglądamy do szkoły

Kierujemy się na zachód wyspy wzdłuż wybrzeża. Mijamy latarnię morską Dendra Lighthouse, która wyznacza najbardziej na południe wysunięty kraniec wyspy. Zatrzymujemy się na krótki spacer i wdrapujemy na jej szczyt. Potem odbijamy od wybrzeża w głąb wyspy.

mijamy piękne kamieniste plaże...

Latarnia morska Dendra, dalej na południe już tylko Antarktyda ;)

widok z latarni

widok z latarni

Kierujemy się do lasu deszczowego Sinharaja gdzie jest facet pasjonat, biolog który zabierze nas do Parku Narodowego Sinharaja i pokaże las deszczowy oraz to co w nim mieszka. Kiedyś byliśmy już w takim lesie na Kostaryce, szliśmy zawieszonymi na kilkudziesięciu metrach mostami i pamiętam, że jedyne co widzieliśmy to gęsta zieleń dżungli, żadnego zwierzaka :) tym razem schodzimy na jego dno i to z doświadczonym przewodnikiem więc wierzyliśmy, że  będzie inaczej.
Śpimy w parnej i wilgotnej okolicy, powietrze jest lepkie. W nocy do naszego pokoju wlatuje ogromne zwierze. Bzyczy bardzo głośno po czym uderza gdzieś o ścianę i spada na podłogę. Po chwili to samo bzz i bum. Całe szczęście jest moskitiera – ratuje nas przed prawdopodobnym pożarciem a co najmniej odgryzieniem palca ;) Rano w świetle dnia okazuje się, że naszym gościem był piękny szmaragdowo – zielony chrabąszcz. W nocy, po ciemku wydawał się straszniejszy ;)

Nasz nocny gość
Jemy śniadanie i wyruszamy do lasu. Tuż przed wejściem posypujemy skarpetki solą – to obrona przed pijawkami :) Ja jako jedyny z grupy mam krótkie sportowe skarpetki więc nie mogę jak pozostali naciągnąć ich wysoko i włożyć w nie spodnie. No trudno pomyślałem, najwyżej się wykrwawię :)

Sól - sposób na pijawki

Spacerujemy po lesie, jest parno i wilgotno po drodze spotykamy żmiję zielona zawieszoną na patyku, jest tak ukryta, że gdyby nie nasz przewodnik w życiu bym jej nie dojrzał. Widzimy wiewiórki olbrzymie które wielkością dorównują naszym lisom. Spotykamy i bierzemy w dłonie przepięknego soczyście zielonego i delikatnego węża Green Vine Snake (nie znam pol. nazwy) i wspaniałe jaszczurki zielone, lub brązowe co zależy od tego na czym się znajdują. Potrafią zmieniać barwę dostosowując jej kolor do podłoża – Green Garden Lizard (nie znam pol. nazwy)

Ściana zieleni czyli las tropikalny

Garden Lizard

Wiewiórka olbrzymia

Żmija zielona

Przewodnik pokazuje nam różne ciekawe rośliny np. Salaginella archaiczna roślina która porastała ziemię już 350 mln lat temu. W połowie dnia kapiemy się w górskiej rzece przy wodospadzie. Miło spędzony dzień. Koło 18 docieramy do Galle gdzie teraz się znajdujemy. Spacerujemy po urokliwych uliczkach tego pięknego miasta – fortu wieczorem i robimy nocne zdjęcia. To był intensywny i wyczerpujący ale udany dzień. Śniadanie skończone. Ruszamy zwiedzać Galle za dnia. Powoli zbliżamy się do końca podróży…

Green Vine Snake



Przeprawa przez rzekę

Wielkie liście służą miejscowym za parasol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz